Wpisy archiwalne w kategorii
Wyprawy
Dystans całkowity: | 2900.17 km (w terenie 249.50 km; 8.60%) |
Czas w ruchu: | 163:30 |
Średnia prędkość: | 17.74 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.20 km/h |
Suma podjazdów: | 15101 m |
Maks. tętno maksymalne: | 175 (99 %) |
Maks. tętno średnie: | 121 (68 %) |
Suma kalorii: | 54887 kcal |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 126.09 km i 7h 06m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 31 lipca 2011
Kategoria Wyprawy
Słubice -Szczecin
Słubice-Szczecin
Dzień trzeci.
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 3"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 3" /></a>
Wyglądało w końcu że mamy troszkę szczęścia i dzisiaj deszcze nie będzie. Wreście w suchych ciuchach ruszamy do sklepu po towarek na drogę. Wcześniej nie napisałem że wczoraj wjeżdżając do Frankfurtu złapałem kolejnego flaka ale był jakiś taki nie mrawy i udało mi się dojechać na nim do hotelu. Uzgodniliśmy że rano przed wyjazdem zakleję gumę i ruszymy w traskę. Tak też zrobiłem. Rano dopompowałem koło i podjechałem do stacji przy sklepie. Chłopaki robili zakupy a ja pilnowałem rowerków i kleiłem gumę.
Wszystko było by fajnie gdyby nie zaczęło padać. Znów deszcz.
Wyglądało że z guma jest wszystko ok. więc ruszyliśmy w drogę. Niestety nie na długo. Coś poszło nie tak i już po paru kilometrach znów był flak. Następna stacja następne klejenie. Dokładne sprawdzenie opony zaklejenie dętki napompowanie na Maksa i czas w drogę. Długo nie pocieszyłem się napompowanym kołem :):)
Tym razem żarty się skończyły. Mało mnie szlag nie trafił a rowerek chciałem już skopać i wypier… go do rowu. Złość wychodziła mi uszami.
Znaleźliśmy z Gadzikiem uszkodzone miejsce na oponie więc nakleiłem łatkę na oponę i zakleiłem dętkę. Czas było ruszać i nadrabiać stracony czas.
Pociskaliśmy dosyć ostro robiąc krótkie przerwy co 50 kilometrów. Tak więc szybko zbliżaliśmy się do Szczecina. O dziwo sprzeciwów nie było . Jak zawsze Gadzik na przodzie zapodawał tempo. A nam jechało się wyśmienicie za jego plecami.:)
I tak dotarliśmy do Stuetzkow gdzie czekali na nas Misiacz,Monter61 i Rudzielec102.
Trzeba powiedzieć że było to miłe.
Zrobiliśmy parę wspólnych fotek i ruszyliśmy dalej.
Różne głupawki mieliśmy na ostatnich kilometrach, tak więc nóżki się rozgrzały na maksa.
Na rondzie Hakena zebraliśmy się w kupę i machnęliśmy sobie wspólna fotę. Potem się pożegnaliśmy i rozjechaliśmy.
Podsumowując powiem że trasa jest bardzo malownicza i cieszy oko. Grupa była zgrana i czas z nia spędzony uważam za udany.
Jedyne czego brakowało to klasycznego zwiedzania, ale gdy jest do przejechania prawie 600km w trzy dni to niestety tak musiało być.
Następnym razem będzie lepiej cieplej i więcej dni przeznaczymy na wycieczkę.
Dzięki wszystkim.
A na koniec powiem jeszcze że nastepnego dnia rano miałem dwa flaki hahahaha
Tak więc zapierdzielam do sklepu po nowe oponki.
Dzień trzeci.
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 3"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 3" /></a>
Wyglądało w końcu że mamy troszkę szczęścia i dzisiaj deszcze nie będzie. Wreście w suchych ciuchach ruszamy do sklepu po towarek na drogę. Wcześniej nie napisałem że wczoraj wjeżdżając do Frankfurtu złapałem kolejnego flaka ale był jakiś taki nie mrawy i udało mi się dojechać na nim do hotelu. Uzgodniliśmy że rano przed wyjazdem zakleję gumę i ruszymy w traskę. Tak też zrobiłem. Rano dopompowałem koło i podjechałem do stacji przy sklepie. Chłopaki robili zakupy a ja pilnowałem rowerków i kleiłem gumę.
Wszystko było by fajnie gdyby nie zaczęło padać. Znów deszcz.
Wyglądało że z guma jest wszystko ok. więc ruszyliśmy w drogę. Niestety nie na długo. Coś poszło nie tak i już po paru kilometrach znów był flak. Następna stacja następne klejenie. Dokładne sprawdzenie opony zaklejenie dętki napompowanie na Maksa i czas w drogę. Długo nie pocieszyłem się napompowanym kołem :):)
Tym razem żarty się skończyły. Mało mnie szlag nie trafił a rowerek chciałem już skopać i wypier… go do rowu. Złość wychodziła mi uszami.
Znaleźliśmy z Gadzikiem uszkodzone miejsce na oponie więc nakleiłem łatkę na oponę i zakleiłem dętkę. Czas było ruszać i nadrabiać stracony czas.
Pociskaliśmy dosyć ostro robiąc krótkie przerwy co 50 kilometrów. Tak więc szybko zbliżaliśmy się do Szczecina. O dziwo sprzeciwów nie było . Jak zawsze Gadzik na przodzie zapodawał tempo. A nam jechało się wyśmienicie za jego plecami.:)
I tak dotarliśmy do Stuetzkow gdzie czekali na nas Misiacz,Monter61 i Rudzielec102.
Trzeba powiedzieć że było to miłe.
Zrobiliśmy parę wspólnych fotek i ruszyliśmy dalej.
Różne głupawki mieliśmy na ostatnich kilometrach, tak więc nóżki się rozgrzały na maksa.
Na rondzie Hakena zebraliśmy się w kupę i machnęliśmy sobie wspólna fotę. Potem się pożegnaliśmy i rozjechaliśmy.
Podsumowując powiem że trasa jest bardzo malownicza i cieszy oko. Grupa była zgrana i czas z nia spędzony uważam za udany.
Jedyne czego brakowało to klasycznego zwiedzania, ale gdy jest do przejechania prawie 600km w trzy dni to niestety tak musiało być.
Następnym razem będzie lepiej cieplej i więcej dni przeznaczymy na wycieczkę.
Dzięki wszystkim.
A na koniec powiem jeszcze że nastepnego dnia rano miałem dwa flaki hahahaha
Tak więc zapierdzielam do sklepu po nowe oponki.
- DST 195.90km
- Czas 08:08
- VAVG 24.09km/h
- VMAX 48.17km/h
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 lipca 2011
Kategoria Wyprawy
Zgorzelec-Słubice
Dzień drugi.
Zgorzelec-Słubice
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 2"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 2" /></a>
Wstaliśmy o 5.30
Ciuchy jeszcze były mokre po wczorajszej ulewie a za oknem ciąg dalszy deszczu :(. Nie buduje to dobrej atmosfery a ten kto przebywał kiedyś z Gadem to wie że nie ma złej pogody i nie ma złych warunków. A uśmiech na gębie to rzecz święta.
O 7.00 otwierają sklep dla biedaków wiec grzecznie czekaliśmy przed drzwiami jak za dawnych dobrych czasów :) poprawiając co nieco przy rowerach i je smarując.
Kilometry przejechane w deszczu i wietrze powinny liczyć się podwójnie :) tylko i tak w niczym by to nam nie pomogło. Deszcz lał cały dzień woda wlewała się za kurtki i wylewała rękawami. Wiatr nie oszczędzał. Istne szaleństwo. Może i dla tego Marek zdecydował zakończyć trasę. A ja prawie nie wyciągałem aparatu :):)Odłączył się od nas i pojechał na pociąg do Berlina. A my dalej jak te małe mróweczki pracowaliśmy dalej nad swoim sukcesem. Przemoknięci i zmarznięci bo było tylko 14 stopni gdzieś w wiacie autobusowej przebieramy się i odgrzewamy flaczki na Gadowej kuchence turystycznej. Troszkę to nas przywróciło do życia.
Ciuszki co prawda długo suche nie były ale zawsze te parę minut było ciepło :)
Najpiękniejszym miejscem na odcinku Zgorzelec- Słubice nie wątpliwie okazał się Bad Muskau. Będzie widać go na filmiku.(jak zamieszczę :):)) Miejsce godne polecenia .Było jeszcze jedno fajne miejsce tylko nie pamiętam gdzie, ale przynajmniej zrobiłem fotkę.
Dalej to tylko jazda i deszcz.
Przed samym Frankfurtem wylała Odra i musieliśmy parę kilometrów nadłożyć bo zalało nam ścieżkę. Ale co nas nie zabije to nas wzmocni :):)
Zrobiliśmy małą przerwę i przynajmniej był czas zadzwonić do ojca Misiacza aby znalazł nam kwaterę w Słubicach .No i znalazł :):)
Tak więc pojechaliśmy pod wskazany adres. Tym razem było to miasteczko akademickie na ul.Piłsudzkiego.
I tym razem było już po 20.00
Pani z recepcji była bardzo miła znalazła nam ciepłe miejsce w kotłowni na nasze rowerki i mokre ciuszki a nam dała pokoiki 2 i 3 osobowe z łazienkami. Kuchnia wspólna na korytarzu.
I znów walka z czasem bo zaraz zamykają sklep.:)
Teraz czas na jedzenie no i oczywiście wspólne podsumowanie dnia przy piwku :):)
Zgorzelec-Słubice
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 2"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 2" /></a>
Wstaliśmy o 5.30
Ciuchy jeszcze były mokre po wczorajszej ulewie a za oknem ciąg dalszy deszczu :(. Nie buduje to dobrej atmosfery a ten kto przebywał kiedyś z Gadem to wie że nie ma złej pogody i nie ma złych warunków. A uśmiech na gębie to rzecz święta.
O 7.00 otwierają sklep dla biedaków wiec grzecznie czekaliśmy przed drzwiami jak za dawnych dobrych czasów :) poprawiając co nieco przy rowerach i je smarując.
Kilometry przejechane w deszczu i wietrze powinny liczyć się podwójnie :) tylko i tak w niczym by to nam nie pomogło. Deszcz lał cały dzień woda wlewała się za kurtki i wylewała rękawami. Wiatr nie oszczędzał. Istne szaleństwo. Może i dla tego Marek zdecydował zakończyć trasę. A ja prawie nie wyciągałem aparatu :):)Odłączył się od nas i pojechał na pociąg do Berlina. A my dalej jak te małe mróweczki pracowaliśmy dalej nad swoim sukcesem. Przemoknięci i zmarznięci bo było tylko 14 stopni gdzieś w wiacie autobusowej przebieramy się i odgrzewamy flaczki na Gadowej kuchence turystycznej. Troszkę to nas przywróciło do życia.
Ciuszki co prawda długo suche nie były ale zawsze te parę minut było ciepło :)
Najpiękniejszym miejscem na odcinku Zgorzelec- Słubice nie wątpliwie okazał się Bad Muskau. Będzie widać go na filmiku.(jak zamieszczę :):)) Miejsce godne polecenia .Było jeszcze jedno fajne miejsce tylko nie pamiętam gdzie, ale przynajmniej zrobiłem fotkę.
Dalej to tylko jazda i deszcz.
Przed samym Frankfurtem wylała Odra i musieliśmy parę kilometrów nadłożyć bo zalało nam ścieżkę. Ale co nas nie zabije to nas wzmocni :):)
Zrobiliśmy małą przerwę i przynajmniej był czas zadzwonić do ojca Misiacza aby znalazł nam kwaterę w Słubicach .No i znalazł :):)
Tak więc pojechaliśmy pod wskazany adres. Tym razem było to miasteczko akademickie na ul.Piłsudzkiego.
I tym razem było już po 20.00
Pani z recepcji była bardzo miła znalazła nam ciepłe miejsce w kotłowni na nasze rowerki i mokre ciuszki a nam dała pokoiki 2 i 3 osobowe z łazienkami. Kuchnia wspólna na korytarzu.
I znów walka z czasem bo zaraz zamykają sklep.:)
Teraz czas na jedzenie no i oczywiście wspólne podsumowanie dnia przy piwku :):)
- DST 208.55km
- Czas 09:27
- VAVG 22.07km/h
- VMAX 42.06km/h
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 29 lipca 2011
Kategoria Wyprawy
Szklarska Poręba-Zgorzelec
Dzień pierwszy
Szklarska Poręba Górna – Zgorzelec
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 1"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 1" /></a>
Po wypakowaniu rowerów z pociągu mordeczki mieliśmy wesołe bo słoneczko pięknie świeciło. Humorki dopisywały a pragnienie jazdy aż się wylewało z naszych kolan :):)
Na początek piękny zjazd z dworca do głównej ulicy Szklarskiej a później to już tylko podjazdy i podjazdy.
Pierwszą część podjazdu czyli około 7km ze Szklarskiej do Jakuszyc pokonaliśmy w bardzo spokojnym tempie bo około 12 km/h . Nikt się nie wychylał czy tez na początek nie chciał się zmęczyć :) więc jechało się pomału ale bardzo przyjemnie i osiągnęliśmy pułap 885mnpm.
Na przejściu w Jakuszycach zrobiliśmy wspólna fotę
Posililiśmy się batonikiem czy tez jakimś wspomagaczem :) i dalej w drogę.
Na szczęście czekała na nas teraz nagroda, czyli cudowny zjazd do Harrachova. Nie wiem jakie jest tam nachylenie ale na pewno nie małe. Mknęliśmy jak szaleni. I właśnie na tym zjeżdzie pobiłem swój rekord prędkości,i od tej chwili wynosi on 68,13 km/h
Zapewne można było pocisnąć więcej bo warunki temu sprzyjały ale strach zaglądał w oczy a klocki z każdą minuta hamowania zamieniały się w sypki pył.. Tak wiec rozsądek zwyciężył.:)
Po tak cudownym zjeżdzie jak to w górach czekał nas już kolejny podjazd, czyli Korenov.
Dla mnie był on bardziej wymagający, bardziej stromy (zapewne Marek na ten temat mógłby cos więcej powiedzieć ) a widoki z tego miejsca czy tez z tego podjazdu były cudowne.
Peleton troszeczkę się rozciągnął ale przy każdym wątpliwym rozjeżdzie czekaliśmy na siebie. Potem robiliśmy chwilkę przerwy i ruszaliśmy dalej. Trzeba przyznać że jazda w górach to nie popierdułka trzeba dawać z siebie dużo a nawet jeszcze więcej nawet gdy się jedzie tak jak my na tym właśnie podjeżdzie około 10 km/h a czasami nawet w granicy 8 km/h i tak przez wiele kilometrów. Osiągnięta wysokość tym razem to 770 mnpm.
Z Korenova do Nova Ves równaliśmy tętno :) aż do moment gdy napotkaliśmy starszego pana który pomykał jak młodzieniaszek :)
Coś we mnie pękło zresztą nie tylko we mnie, bo i Sławka cos ruszyło. Więc ruszyliśmy za nim. Chłop dawał ostro, ale daliśmy radę. Więc go doszliśmy i uczepiliśmy się jego koła. Na nasze szczęście dobrze że odbił w lewo gdzieś na jakiś szlak bo chyba bym wyzionął ducha.
Ale że byliśmy już na fazie wznoszącej pomknęliśmy dalej aż do Jablonec.
Zatrzymaliśmy się na przystanku busa i czekamy na chłopaków. Tylko że czekamy i czekamy a ich ni ma :)
Jak się okazało pojechaliśmy o jeden most za daleko :):)
Tak więc nawrót i ostry podjazd z powrotem do miejsca gdzie pożegnaliśmy się z cyklista czeskim. Właściwie to było miejsce w którym rozpoczynał się nasz szlak.
Skoczyliśmy jeszcze zobaczyć skąd wyplywa Nysa
I z powrotem w drogę.
Jako że nie mieliśmy dokładnej mapy szlaku po czeskiej stronie Gadzik zaproponował jakiś skrót. Mały kawałek główna droga :) wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy że to ekspresówka ;):)
Uszy już bolały od klaksonów :) ale co się nie robi dla skrótu.:):) a jeszcze dla większego pecha Marek złapał flaka.
Gadzik jako złota rączka pomagał Markowi kleić dętkę prawie na środku drogi :):) a my między wijącymi się drogami na kawałeczku zielonej wysepki czekaliśmy na nich. Oj mieliśmy szczęście że nie natrafiliśmy na policjantów.
Po naprawie roweru postanowiliśmy czym prędzej poszukać zielonego szlaku i już w spokoju kontynuować nasza podróż.
Właściwie do granicy Niemieckiej nic się już nie wydarzyło. Czas szybko upływał a wraz z nim żegnała nas dobra słoneczna pogoda i witał się z nami niemiecki deszcz. Deszcz który już nam nie odpuścił aż do końca dzisiejszej podróży czyli Zgorzelca.
Jedyna rekompensatą 40 km dystansu w deszczu były malownicze widoki traski która ciągnęła się tuz przy samej Nysie. Szkoda tylko że ciągle lało i nie mogłem robić zdjęć.
To jest jedno z niewielu
Na domiar złego złapałem jeszcze w tych strugach deszcze i błota flaka :) sama przyjemność. Ubabrany w smarach ociekający błotem i polewany na bieżąco deszczem, dosłownie raj życ nie umierac.:):)
Dobrze że do Zgorzelca było już nie daleko.
Dotarliśmy na miejsce około godziny 20.30 a więc mieliśmy jeszcze tylko pół godziny do zamknięcia sklepu. Umorusani w błocie i deszczu ale szczęśliwi. Część poszła robić zakupy a ja meldowałem całą ekipę w Domu Turysty na ul.Partyzantów. Lokal może nie jest 5 gwiazdkowy ale czysta pościel ciepła woda czy koc dla niektórych :):) to w końcu to co nam było potrzebne a nawet bardzo potrzebne i to w niezłej cenie bo 35 zł za łeb.
Teraz jeszcze tylko kąpiel i jedzonko. A na jedzonko poszedłem z Pawłem i Markiem obok hotelu .Lokalik ciekawie zrobiony, muza fajnie grała jedzonko smaczne i nie drogo. Bo za sporego schaboszczaka z ziemniakami i surówkami zapłaciłem 22 zł +7 :) browarek :):)
Najedzeni i opici wróciliśmy do pokoju hotelowego do kolegów wypić jeszcze jakieś piwko i pogadać o przygodach mijającego dnia.
Oczy szybko zrobiły się ciężkie i czas było iść spać.
Szklarska Poręba Górna – Zgorzelec
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 1"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 1" /></a>
Po wypakowaniu rowerów z pociągu mordeczki mieliśmy wesołe bo słoneczko pięknie świeciło. Humorki dopisywały a pragnienie jazdy aż się wylewało z naszych kolan :):)
Na początek piękny zjazd z dworca do głównej ulicy Szklarskiej a później to już tylko podjazdy i podjazdy.
Pierwszą część podjazdu czyli około 7km ze Szklarskiej do Jakuszyc pokonaliśmy w bardzo spokojnym tempie bo około 12 km/h . Nikt się nie wychylał czy tez na początek nie chciał się zmęczyć :) więc jechało się pomału ale bardzo przyjemnie i osiągnęliśmy pułap 885mnpm.
Na przejściu w Jakuszycach zrobiliśmy wspólna fotę
Posililiśmy się batonikiem czy tez jakimś wspomagaczem :) i dalej w drogę.
Na szczęście czekała na nas teraz nagroda, czyli cudowny zjazd do Harrachova. Nie wiem jakie jest tam nachylenie ale na pewno nie małe. Mknęliśmy jak szaleni. I właśnie na tym zjeżdzie pobiłem swój rekord prędkości,i od tej chwili wynosi on 68,13 km/h
Zapewne można było pocisnąć więcej bo warunki temu sprzyjały ale strach zaglądał w oczy a klocki z każdą minuta hamowania zamieniały się w sypki pył.. Tak wiec rozsądek zwyciężył.:)
Po tak cudownym zjeżdzie jak to w górach czekał nas już kolejny podjazd, czyli Korenov.
Dla mnie był on bardziej wymagający, bardziej stromy (zapewne Marek na ten temat mógłby cos więcej powiedzieć ) a widoki z tego miejsca czy tez z tego podjazdu były cudowne.
Peleton troszeczkę się rozciągnął ale przy każdym wątpliwym rozjeżdzie czekaliśmy na siebie. Potem robiliśmy chwilkę przerwy i ruszaliśmy dalej. Trzeba przyznać że jazda w górach to nie popierdułka trzeba dawać z siebie dużo a nawet jeszcze więcej nawet gdy się jedzie tak jak my na tym właśnie podjeżdzie około 10 km/h a czasami nawet w granicy 8 km/h i tak przez wiele kilometrów. Osiągnięta wysokość tym razem to 770 mnpm.
Z Korenova do Nova Ves równaliśmy tętno :) aż do moment gdy napotkaliśmy starszego pana który pomykał jak młodzieniaszek :)
Coś we mnie pękło zresztą nie tylko we mnie, bo i Sławka cos ruszyło. Więc ruszyliśmy za nim. Chłop dawał ostro, ale daliśmy radę. Więc go doszliśmy i uczepiliśmy się jego koła. Na nasze szczęście dobrze że odbił w lewo gdzieś na jakiś szlak bo chyba bym wyzionął ducha.
Ale że byliśmy już na fazie wznoszącej pomknęliśmy dalej aż do Jablonec.
Zatrzymaliśmy się na przystanku busa i czekamy na chłopaków. Tylko że czekamy i czekamy a ich ni ma :)
Jak się okazało pojechaliśmy o jeden most za daleko :):)
Tak więc nawrót i ostry podjazd z powrotem do miejsca gdzie pożegnaliśmy się z cyklista czeskim. Właściwie to było miejsce w którym rozpoczynał się nasz szlak.
Skoczyliśmy jeszcze zobaczyć skąd wyplywa Nysa
I z powrotem w drogę.
Jako że nie mieliśmy dokładnej mapy szlaku po czeskiej stronie Gadzik zaproponował jakiś skrót. Mały kawałek główna droga :) wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy że to ekspresówka ;):)
Uszy już bolały od klaksonów :) ale co się nie robi dla skrótu.:):) a jeszcze dla większego pecha Marek złapał flaka.
Gadzik jako złota rączka pomagał Markowi kleić dętkę prawie na środku drogi :):) a my między wijącymi się drogami na kawałeczku zielonej wysepki czekaliśmy na nich. Oj mieliśmy szczęście że nie natrafiliśmy na policjantów.
Po naprawie roweru postanowiliśmy czym prędzej poszukać zielonego szlaku i już w spokoju kontynuować nasza podróż.
Właściwie do granicy Niemieckiej nic się już nie wydarzyło. Czas szybko upływał a wraz z nim żegnała nas dobra słoneczna pogoda i witał się z nami niemiecki deszcz. Deszcz który już nam nie odpuścił aż do końca dzisiejszej podróży czyli Zgorzelca.
Jedyna rekompensatą 40 km dystansu w deszczu były malownicze widoki traski która ciągnęła się tuz przy samej Nysie. Szkoda tylko że ciągle lało i nie mogłem robić zdjęć.
To jest jedno z niewielu
Na domiar złego złapałem jeszcze w tych strugach deszcze i błota flaka :) sama przyjemność. Ubabrany w smarach ociekający błotem i polewany na bieżąco deszczem, dosłownie raj życ nie umierac.:):)
Dobrze że do Zgorzelca było już nie daleko.
Dotarliśmy na miejsce około godziny 20.30 a więc mieliśmy jeszcze tylko pół godziny do zamknięcia sklepu. Umorusani w błocie i deszczu ale szczęśliwi. Część poszła robić zakupy a ja meldowałem całą ekipę w Domu Turysty na ul.Partyzantów. Lokal może nie jest 5 gwiazdkowy ale czysta pościel ciepła woda czy koc dla niektórych :):) to w końcu to co nam było potrzebne a nawet bardzo potrzebne i to w niezłej cenie bo 35 zł za łeb.
Teraz jeszcze tylko kąpiel i jedzonko. A na jedzonko poszedłem z Pawłem i Markiem obok hotelu .Lokalik ciekawie zrobiony, muza fajnie grała jedzonko smaczne i nie drogo. Bo za sporego schaboszczaka z ziemniakami i surówkami zapłaciłem 22 zł +7 :) browarek :):)
Najedzeni i opici wróciliśmy do pokoju hotelowego do kolegów wypić jeszcze jakieś piwko i pogadać o przygodach mijającego dnia.
Oczy szybko zrobiły się ciężkie i czas było iść spać.
- DST 135.00km
- Czas 06:50
- VAVG 19.76km/h
- VMAX 68.13km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze