Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2011
Dystans całkowity: | 806.89 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 35:41 |
Średnia prędkość: | 22.61 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.13 km/h |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 100.86 km i 4h 27m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 31 lipca 2011
Kategoria Wyprawy
Słubice -Szczecin
Słubice-Szczecin
Dzień trzeci.
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 3"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 3" /></a>
Wyglądało w końcu że mamy troszkę szczęścia i dzisiaj deszcze nie będzie. Wreście w suchych ciuchach ruszamy do sklepu po towarek na drogę. Wcześniej nie napisałem że wczoraj wjeżdżając do Frankfurtu złapałem kolejnego flaka ale był jakiś taki nie mrawy i udało mi się dojechać na nim do hotelu. Uzgodniliśmy że rano przed wyjazdem zakleję gumę i ruszymy w traskę. Tak też zrobiłem. Rano dopompowałem koło i podjechałem do stacji przy sklepie. Chłopaki robili zakupy a ja pilnowałem rowerków i kleiłem gumę.
Wszystko było by fajnie gdyby nie zaczęło padać. Znów deszcz.
Wyglądało że z guma jest wszystko ok. więc ruszyliśmy w drogę. Niestety nie na długo. Coś poszło nie tak i już po paru kilometrach znów był flak. Następna stacja następne klejenie. Dokładne sprawdzenie opony zaklejenie dętki napompowanie na Maksa i czas w drogę. Długo nie pocieszyłem się napompowanym kołem :):)
Tym razem żarty się skończyły. Mało mnie szlag nie trafił a rowerek chciałem już skopać i wypier… go do rowu. Złość wychodziła mi uszami.
Znaleźliśmy z Gadzikiem uszkodzone miejsce na oponie więc nakleiłem łatkę na oponę i zakleiłem dętkę. Czas było ruszać i nadrabiać stracony czas.
Pociskaliśmy dosyć ostro robiąc krótkie przerwy co 50 kilometrów. Tak więc szybko zbliżaliśmy się do Szczecina. O dziwo sprzeciwów nie było . Jak zawsze Gadzik na przodzie zapodawał tempo. A nam jechało się wyśmienicie za jego plecami.:)
I tak dotarliśmy do Stuetzkow gdzie czekali na nas Misiacz,Monter61 i Rudzielec102.
Trzeba powiedzieć że było to miłe.
Zrobiliśmy parę wspólnych fotek i ruszyliśmy dalej.
Różne głupawki mieliśmy na ostatnich kilometrach, tak więc nóżki się rozgrzały na maksa.
Na rondzie Hakena zebraliśmy się w kupę i machnęliśmy sobie wspólna fotę. Potem się pożegnaliśmy i rozjechaliśmy.
Podsumowując powiem że trasa jest bardzo malownicza i cieszy oko. Grupa była zgrana i czas z nia spędzony uważam za udany.
Jedyne czego brakowało to klasycznego zwiedzania, ale gdy jest do przejechania prawie 600km w trzy dni to niestety tak musiało być.
Następnym razem będzie lepiej cieplej i więcej dni przeznaczymy na wycieczkę.
Dzięki wszystkim.
A na koniec powiem jeszcze że nastepnego dnia rano miałem dwa flaki hahahaha
Tak więc zapierdzielam do sklepu po nowe oponki.
Dzień trzeci.
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 3"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 3" /></a>
Wyglądało w końcu że mamy troszkę szczęścia i dzisiaj deszcze nie będzie. Wreście w suchych ciuchach ruszamy do sklepu po towarek na drogę. Wcześniej nie napisałem że wczoraj wjeżdżając do Frankfurtu złapałem kolejnego flaka ale był jakiś taki nie mrawy i udało mi się dojechać na nim do hotelu. Uzgodniliśmy że rano przed wyjazdem zakleję gumę i ruszymy w traskę. Tak też zrobiłem. Rano dopompowałem koło i podjechałem do stacji przy sklepie. Chłopaki robili zakupy a ja pilnowałem rowerków i kleiłem gumę.
Wszystko było by fajnie gdyby nie zaczęło padać. Znów deszcz.
Wyglądało że z guma jest wszystko ok. więc ruszyliśmy w drogę. Niestety nie na długo. Coś poszło nie tak i już po paru kilometrach znów był flak. Następna stacja następne klejenie. Dokładne sprawdzenie opony zaklejenie dętki napompowanie na Maksa i czas w drogę. Długo nie pocieszyłem się napompowanym kołem :):)
Tym razem żarty się skończyły. Mało mnie szlag nie trafił a rowerek chciałem już skopać i wypier… go do rowu. Złość wychodziła mi uszami.
Znaleźliśmy z Gadzikiem uszkodzone miejsce na oponie więc nakleiłem łatkę na oponę i zakleiłem dętkę. Czas było ruszać i nadrabiać stracony czas.
Pociskaliśmy dosyć ostro robiąc krótkie przerwy co 50 kilometrów. Tak więc szybko zbliżaliśmy się do Szczecina. O dziwo sprzeciwów nie było . Jak zawsze Gadzik na przodzie zapodawał tempo. A nam jechało się wyśmienicie za jego plecami.:)
I tak dotarliśmy do Stuetzkow gdzie czekali na nas Misiacz,Monter61 i Rudzielec102.
Trzeba powiedzieć że było to miłe.
Zrobiliśmy parę wspólnych fotek i ruszyliśmy dalej.
Różne głupawki mieliśmy na ostatnich kilometrach, tak więc nóżki się rozgrzały na maksa.
Na rondzie Hakena zebraliśmy się w kupę i machnęliśmy sobie wspólna fotę. Potem się pożegnaliśmy i rozjechaliśmy.
Podsumowując powiem że trasa jest bardzo malownicza i cieszy oko. Grupa była zgrana i czas z nia spędzony uważam za udany.
Jedyne czego brakowało to klasycznego zwiedzania, ale gdy jest do przejechania prawie 600km w trzy dni to niestety tak musiało być.
Następnym razem będzie lepiej cieplej i więcej dni przeznaczymy na wycieczkę.
Dzięki wszystkim.
A na koniec powiem jeszcze że nastepnego dnia rano miałem dwa flaki hahahaha
Tak więc zapierdzielam do sklepu po nowe oponki.
- DST 195.90km
- Czas 08:08
- VAVG 24.09km/h
- VMAX 48.17km/h
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 lipca 2011
Kategoria Wyprawy
Zgorzelec-Słubice
Dzień drugi.
Zgorzelec-Słubice
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 2"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 2" /></a>
Wstaliśmy o 5.30
Ciuchy jeszcze były mokre po wczorajszej ulewie a za oknem ciąg dalszy deszczu :(. Nie buduje to dobrej atmosfery a ten kto przebywał kiedyś z Gadem to wie że nie ma złej pogody i nie ma złych warunków. A uśmiech na gębie to rzecz święta.
O 7.00 otwierają sklep dla biedaków wiec grzecznie czekaliśmy przed drzwiami jak za dawnych dobrych czasów :) poprawiając co nieco przy rowerach i je smarując.
Kilometry przejechane w deszczu i wietrze powinny liczyć się podwójnie :) tylko i tak w niczym by to nam nie pomogło. Deszcz lał cały dzień woda wlewała się za kurtki i wylewała rękawami. Wiatr nie oszczędzał. Istne szaleństwo. Może i dla tego Marek zdecydował zakończyć trasę. A ja prawie nie wyciągałem aparatu :):)Odłączył się od nas i pojechał na pociąg do Berlina. A my dalej jak te małe mróweczki pracowaliśmy dalej nad swoim sukcesem. Przemoknięci i zmarznięci bo było tylko 14 stopni gdzieś w wiacie autobusowej przebieramy się i odgrzewamy flaczki na Gadowej kuchence turystycznej. Troszkę to nas przywróciło do życia.
Ciuszki co prawda długo suche nie były ale zawsze te parę minut było ciepło :)
Najpiękniejszym miejscem na odcinku Zgorzelec- Słubice nie wątpliwie okazał się Bad Muskau. Będzie widać go na filmiku.(jak zamieszczę :):)) Miejsce godne polecenia .Było jeszcze jedno fajne miejsce tylko nie pamiętam gdzie, ale przynajmniej zrobiłem fotkę.
Dalej to tylko jazda i deszcz.
Przed samym Frankfurtem wylała Odra i musieliśmy parę kilometrów nadłożyć bo zalało nam ścieżkę. Ale co nas nie zabije to nas wzmocni :):)
Zrobiliśmy małą przerwę i przynajmniej był czas zadzwonić do ojca Misiacza aby znalazł nam kwaterę w Słubicach .No i znalazł :):)
Tak więc pojechaliśmy pod wskazany adres. Tym razem było to miasteczko akademickie na ul.Piłsudzkiego.
I tym razem było już po 20.00
Pani z recepcji była bardzo miła znalazła nam ciepłe miejsce w kotłowni na nasze rowerki i mokre ciuszki a nam dała pokoiki 2 i 3 osobowe z łazienkami. Kuchnia wspólna na korytarzu.
I znów walka z czasem bo zaraz zamykają sklep.:)
Teraz czas na jedzenie no i oczywiście wspólne podsumowanie dnia przy piwku :):)
Zgorzelec-Słubice
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 2"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 2" /></a>
Wstaliśmy o 5.30
Ciuchy jeszcze były mokre po wczorajszej ulewie a za oknem ciąg dalszy deszczu :(. Nie buduje to dobrej atmosfery a ten kto przebywał kiedyś z Gadem to wie że nie ma złej pogody i nie ma złych warunków. A uśmiech na gębie to rzecz święta.
O 7.00 otwierają sklep dla biedaków wiec grzecznie czekaliśmy przed drzwiami jak za dawnych dobrych czasów :) poprawiając co nieco przy rowerach i je smarując.
Kilometry przejechane w deszczu i wietrze powinny liczyć się podwójnie :) tylko i tak w niczym by to nam nie pomogło. Deszcz lał cały dzień woda wlewała się za kurtki i wylewała rękawami. Wiatr nie oszczędzał. Istne szaleństwo. Może i dla tego Marek zdecydował zakończyć trasę. A ja prawie nie wyciągałem aparatu :):)Odłączył się od nas i pojechał na pociąg do Berlina. A my dalej jak te małe mróweczki pracowaliśmy dalej nad swoim sukcesem. Przemoknięci i zmarznięci bo było tylko 14 stopni gdzieś w wiacie autobusowej przebieramy się i odgrzewamy flaczki na Gadowej kuchence turystycznej. Troszkę to nas przywróciło do życia.
Ciuszki co prawda długo suche nie były ale zawsze te parę minut było ciepło :)
Najpiękniejszym miejscem na odcinku Zgorzelec- Słubice nie wątpliwie okazał się Bad Muskau. Będzie widać go na filmiku.(jak zamieszczę :):)) Miejsce godne polecenia .Było jeszcze jedno fajne miejsce tylko nie pamiętam gdzie, ale przynajmniej zrobiłem fotkę.
Dalej to tylko jazda i deszcz.
Przed samym Frankfurtem wylała Odra i musieliśmy parę kilometrów nadłożyć bo zalało nam ścieżkę. Ale co nas nie zabije to nas wzmocni :):)
Zrobiliśmy małą przerwę i przynajmniej był czas zadzwonić do ojca Misiacza aby znalazł nam kwaterę w Słubicach .No i znalazł :):)
Tak więc pojechaliśmy pod wskazany adres. Tym razem było to miasteczko akademickie na ul.Piłsudzkiego.
I tym razem było już po 20.00
Pani z recepcji była bardzo miła znalazła nam ciepłe miejsce w kotłowni na nasze rowerki i mokre ciuszki a nam dała pokoiki 2 i 3 osobowe z łazienkami. Kuchnia wspólna na korytarzu.
I znów walka z czasem bo zaraz zamykają sklep.:)
Teraz czas na jedzenie no i oczywiście wspólne podsumowanie dnia przy piwku :):)
- DST 208.55km
- Czas 09:27
- VAVG 22.07km/h
- VMAX 42.06km/h
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 29 lipca 2011
Kategoria Wyprawy
Szklarska Poręba-Zgorzelec
Dzień pierwszy
Szklarska Poręba Górna – Zgorzelec
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 1"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 1" /></a>
Po wypakowaniu rowerów z pociągu mordeczki mieliśmy wesołe bo słoneczko pięknie świeciło. Humorki dopisywały a pragnienie jazdy aż się wylewało z naszych kolan :):)
Na początek piękny zjazd z dworca do głównej ulicy Szklarskiej a później to już tylko podjazdy i podjazdy.
Pierwszą część podjazdu czyli około 7km ze Szklarskiej do Jakuszyc pokonaliśmy w bardzo spokojnym tempie bo około 12 km/h . Nikt się nie wychylał czy tez na początek nie chciał się zmęczyć :) więc jechało się pomału ale bardzo przyjemnie i osiągnęliśmy pułap 885mnpm.
Na przejściu w Jakuszycach zrobiliśmy wspólna fotę
Posililiśmy się batonikiem czy tez jakimś wspomagaczem :) i dalej w drogę.
Na szczęście czekała na nas teraz nagroda, czyli cudowny zjazd do Harrachova. Nie wiem jakie jest tam nachylenie ale na pewno nie małe. Mknęliśmy jak szaleni. I właśnie na tym zjeżdzie pobiłem swój rekord prędkości,i od tej chwili wynosi on 68,13 km/h
Zapewne można było pocisnąć więcej bo warunki temu sprzyjały ale strach zaglądał w oczy a klocki z każdą minuta hamowania zamieniały się w sypki pył.. Tak wiec rozsądek zwyciężył.:)
Po tak cudownym zjeżdzie jak to w górach czekał nas już kolejny podjazd, czyli Korenov.
Dla mnie był on bardziej wymagający, bardziej stromy (zapewne Marek na ten temat mógłby cos więcej powiedzieć ) a widoki z tego miejsca czy tez z tego podjazdu były cudowne.
Peleton troszeczkę się rozciągnął ale przy każdym wątpliwym rozjeżdzie czekaliśmy na siebie. Potem robiliśmy chwilkę przerwy i ruszaliśmy dalej. Trzeba przyznać że jazda w górach to nie popierdułka trzeba dawać z siebie dużo a nawet jeszcze więcej nawet gdy się jedzie tak jak my na tym właśnie podjeżdzie około 10 km/h a czasami nawet w granicy 8 km/h i tak przez wiele kilometrów. Osiągnięta wysokość tym razem to 770 mnpm.
Z Korenova do Nova Ves równaliśmy tętno :) aż do moment gdy napotkaliśmy starszego pana który pomykał jak młodzieniaszek :)
Coś we mnie pękło zresztą nie tylko we mnie, bo i Sławka cos ruszyło. Więc ruszyliśmy za nim. Chłop dawał ostro, ale daliśmy radę. Więc go doszliśmy i uczepiliśmy się jego koła. Na nasze szczęście dobrze że odbił w lewo gdzieś na jakiś szlak bo chyba bym wyzionął ducha.
Ale że byliśmy już na fazie wznoszącej pomknęliśmy dalej aż do Jablonec.
Zatrzymaliśmy się na przystanku busa i czekamy na chłopaków. Tylko że czekamy i czekamy a ich ni ma :)
Jak się okazało pojechaliśmy o jeden most za daleko :):)
Tak więc nawrót i ostry podjazd z powrotem do miejsca gdzie pożegnaliśmy się z cyklista czeskim. Właściwie to było miejsce w którym rozpoczynał się nasz szlak.
Skoczyliśmy jeszcze zobaczyć skąd wyplywa Nysa
I z powrotem w drogę.
Jako że nie mieliśmy dokładnej mapy szlaku po czeskiej stronie Gadzik zaproponował jakiś skrót. Mały kawałek główna droga :) wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy że to ekspresówka ;):)
Uszy już bolały od klaksonów :) ale co się nie robi dla skrótu.:):) a jeszcze dla większego pecha Marek złapał flaka.
Gadzik jako złota rączka pomagał Markowi kleić dętkę prawie na środku drogi :):) a my między wijącymi się drogami na kawałeczku zielonej wysepki czekaliśmy na nich. Oj mieliśmy szczęście że nie natrafiliśmy na policjantów.
Po naprawie roweru postanowiliśmy czym prędzej poszukać zielonego szlaku i już w spokoju kontynuować nasza podróż.
Właściwie do granicy Niemieckiej nic się już nie wydarzyło. Czas szybko upływał a wraz z nim żegnała nas dobra słoneczna pogoda i witał się z nami niemiecki deszcz. Deszcz który już nam nie odpuścił aż do końca dzisiejszej podróży czyli Zgorzelca.
Jedyna rekompensatą 40 km dystansu w deszczu były malownicze widoki traski która ciągnęła się tuz przy samej Nysie. Szkoda tylko że ciągle lało i nie mogłem robić zdjęć.
To jest jedno z niewielu
Na domiar złego złapałem jeszcze w tych strugach deszcze i błota flaka :) sama przyjemność. Ubabrany w smarach ociekający błotem i polewany na bieżąco deszczem, dosłownie raj życ nie umierac.:):)
Dobrze że do Zgorzelca było już nie daleko.
Dotarliśmy na miejsce około godziny 20.30 a więc mieliśmy jeszcze tylko pół godziny do zamknięcia sklepu. Umorusani w błocie i deszczu ale szczęśliwi. Część poszła robić zakupy a ja meldowałem całą ekipę w Domu Turysty na ul.Partyzantów. Lokal może nie jest 5 gwiazdkowy ale czysta pościel ciepła woda czy koc dla niektórych :):) to w końcu to co nam było potrzebne a nawet bardzo potrzebne i to w niezłej cenie bo 35 zł za łeb.
Teraz jeszcze tylko kąpiel i jedzonko. A na jedzonko poszedłem z Pawłem i Markiem obok hotelu .Lokalik ciekawie zrobiony, muza fajnie grała jedzonko smaczne i nie drogo. Bo za sporego schaboszczaka z ziemniakami i surówkami zapłaciłem 22 zł +7 :) browarek :):)
Najedzeni i opici wróciliśmy do pokoju hotelowego do kolegów wypić jeszcze jakieś piwko i pogadać o przygodach mijającego dnia.
Oczy szybko zrobiły się ciężkie i czas było iść spać.
Szklarska Poręba Górna – Zgorzelec
<a href="" title="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 1"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Trasa Odra-Nysa_Lipiec 2011_dzień 1" /></a>
Po wypakowaniu rowerów z pociągu mordeczki mieliśmy wesołe bo słoneczko pięknie świeciło. Humorki dopisywały a pragnienie jazdy aż się wylewało z naszych kolan :):)
Na początek piękny zjazd z dworca do głównej ulicy Szklarskiej a później to już tylko podjazdy i podjazdy.
Pierwszą część podjazdu czyli około 7km ze Szklarskiej do Jakuszyc pokonaliśmy w bardzo spokojnym tempie bo około 12 km/h . Nikt się nie wychylał czy tez na początek nie chciał się zmęczyć :) więc jechało się pomału ale bardzo przyjemnie i osiągnęliśmy pułap 885mnpm.
Na przejściu w Jakuszycach zrobiliśmy wspólna fotę
Posililiśmy się batonikiem czy tez jakimś wspomagaczem :) i dalej w drogę.
Na szczęście czekała na nas teraz nagroda, czyli cudowny zjazd do Harrachova. Nie wiem jakie jest tam nachylenie ale na pewno nie małe. Mknęliśmy jak szaleni. I właśnie na tym zjeżdzie pobiłem swój rekord prędkości,i od tej chwili wynosi on 68,13 km/h
Zapewne można było pocisnąć więcej bo warunki temu sprzyjały ale strach zaglądał w oczy a klocki z każdą minuta hamowania zamieniały się w sypki pył.. Tak wiec rozsądek zwyciężył.:)
Po tak cudownym zjeżdzie jak to w górach czekał nas już kolejny podjazd, czyli Korenov.
Dla mnie był on bardziej wymagający, bardziej stromy (zapewne Marek na ten temat mógłby cos więcej powiedzieć ) a widoki z tego miejsca czy tez z tego podjazdu były cudowne.
Peleton troszeczkę się rozciągnął ale przy każdym wątpliwym rozjeżdzie czekaliśmy na siebie. Potem robiliśmy chwilkę przerwy i ruszaliśmy dalej. Trzeba przyznać że jazda w górach to nie popierdułka trzeba dawać z siebie dużo a nawet jeszcze więcej nawet gdy się jedzie tak jak my na tym właśnie podjeżdzie około 10 km/h a czasami nawet w granicy 8 km/h i tak przez wiele kilometrów. Osiągnięta wysokość tym razem to 770 mnpm.
Z Korenova do Nova Ves równaliśmy tętno :) aż do moment gdy napotkaliśmy starszego pana który pomykał jak młodzieniaszek :)
Coś we mnie pękło zresztą nie tylko we mnie, bo i Sławka cos ruszyło. Więc ruszyliśmy za nim. Chłop dawał ostro, ale daliśmy radę. Więc go doszliśmy i uczepiliśmy się jego koła. Na nasze szczęście dobrze że odbił w lewo gdzieś na jakiś szlak bo chyba bym wyzionął ducha.
Ale że byliśmy już na fazie wznoszącej pomknęliśmy dalej aż do Jablonec.
Zatrzymaliśmy się na przystanku busa i czekamy na chłopaków. Tylko że czekamy i czekamy a ich ni ma :)
Jak się okazało pojechaliśmy o jeden most za daleko :):)
Tak więc nawrót i ostry podjazd z powrotem do miejsca gdzie pożegnaliśmy się z cyklista czeskim. Właściwie to było miejsce w którym rozpoczynał się nasz szlak.
Skoczyliśmy jeszcze zobaczyć skąd wyplywa Nysa
I z powrotem w drogę.
Jako że nie mieliśmy dokładnej mapy szlaku po czeskiej stronie Gadzik zaproponował jakiś skrót. Mały kawałek główna droga :) wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy że to ekspresówka ;):)
Uszy już bolały od klaksonów :) ale co się nie robi dla skrótu.:):) a jeszcze dla większego pecha Marek złapał flaka.
Gadzik jako złota rączka pomagał Markowi kleić dętkę prawie na środku drogi :):) a my między wijącymi się drogami na kawałeczku zielonej wysepki czekaliśmy na nich. Oj mieliśmy szczęście że nie natrafiliśmy na policjantów.
Po naprawie roweru postanowiliśmy czym prędzej poszukać zielonego szlaku i już w spokoju kontynuować nasza podróż.
Właściwie do granicy Niemieckiej nic się już nie wydarzyło. Czas szybko upływał a wraz z nim żegnała nas dobra słoneczna pogoda i witał się z nami niemiecki deszcz. Deszcz który już nam nie odpuścił aż do końca dzisiejszej podróży czyli Zgorzelca.
Jedyna rekompensatą 40 km dystansu w deszczu były malownicze widoki traski która ciągnęła się tuz przy samej Nysie. Szkoda tylko że ciągle lało i nie mogłem robić zdjęć.
To jest jedno z niewielu
Na domiar złego złapałem jeszcze w tych strugach deszcze i błota flaka :) sama przyjemność. Ubabrany w smarach ociekający błotem i polewany na bieżąco deszczem, dosłownie raj życ nie umierac.:):)
Dobrze że do Zgorzelca było już nie daleko.
Dotarliśmy na miejsce około godziny 20.30 a więc mieliśmy jeszcze tylko pół godziny do zamknięcia sklepu. Umorusani w błocie i deszczu ale szczęśliwi. Część poszła robić zakupy a ja meldowałem całą ekipę w Domu Turysty na ul.Partyzantów. Lokal może nie jest 5 gwiazdkowy ale czysta pościel ciepła woda czy koc dla niektórych :):) to w końcu to co nam było potrzebne a nawet bardzo potrzebne i to w niezłej cenie bo 35 zł za łeb.
Teraz jeszcze tylko kąpiel i jedzonko. A na jedzonko poszedłem z Pawłem i Markiem obok hotelu .Lokalik ciekawie zrobiony, muza fajnie grała jedzonko smaczne i nie drogo. Bo za sporego schaboszczaka z ziemniakami i surówkami zapłaciłem 22 zł +7 :) browarek :):)
Najedzeni i opici wróciliśmy do pokoju hotelowego do kolegów wypić jeszcze jakieś piwko i pogadać o przygodach mijającego dnia.
Oczy szybko zrobiły się ciężkie i czas było iść spać.
- DST 135.00km
- Czas 06:50
- VAVG 19.76km/h
- VMAX 68.13km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 lipca 2011
Wyjazd do Szklarskiej Poreby.
Czas rozpocząć przygodę.
Moja przygoda z rowerem trwa już od jakiegoś czasu ale ostatnie zawirowania w pracy pozbawiły mnie zażywania przyjemności z dwóch kółek aż przez dwa miesiące. A więc forma troszkę podupadła.
Plany jeszcze z kwietnia były bardzo ambitne. Choćby Hel czy wjazd na Śnieżkę.
Ale tylko na planach pozostało. Tym bardziej taki spontan zaproponowany przez Gada poruszył mnie az do kości :) Oczywiście obawiałem się czy dupa wytrzyma w siodle czy nogi pokręcą tak jakbym chciał ale wola towarzyszenia wybornym rowerzystom była większa niż zdrowy rozsądek.
A więc.
28-07-2011 o godzinie 21.20 wyjechałem z domku na dworzec główny w Szczecinie aby dołączyć do grupy czubków którym zachciało przejechać się trasą Oder- Neise- Radweg.
A byli to organizator-Gad oraz jego towarzysze czyli Gryf, Paweł,Marek.Sławek i Jurektc.
Pociąg mieliśmy o 22.50 do Wrocławia. Na podkreślenie wagi wycieczki przyjechał na dworzec sam ojciec Misiacz żeby pomachać nam na pożegnanie.
Zapakowaliśmy się do przedziału rowerowego prawdę powiedziawszy bardzo małego bo tylko na trzy rowery, ale jakoś daliśmy radę i szczęśliwi posadziliby dupska w fotelach.
Podróż troszkę się ciągnęła chyba dla tego że każdy był podekscytowany i nie mógł zasnąć.
Ale w końcu zaczęło nas łamać na sen i to w momencie jak dojeżdżaliśmy do Wrocławia. Z tego co pamiętam byliśmy tam około 4.00 a do następnego pociągu mieliśmy jeszcze 1,5 godziny czasu. Tak więc Gryf odpalił GPS co byśmy trafili z powrotem na pociąg i ruszyliśmy na stare miasto we Wrocławiu.
Zaskoczenie trzeba powiedzieć szczerze, było nasze ogromne, z uroku tego miasta. Widać że te miasto żyje i się rozwija.
Pokręciliśmy się z godzinkę po starym mieście i już trzeba było wracać.
Mieliśmy obawy że pociąg do Szklarskiej Poręby Górnej z Warszawy będzie przepełniony i będziemy mieli problemy z zapakowaniem naszych rowerków ale jak się póżniej okazało obawy były nie potrzebne ponieważ skład był dość rozbudowany a miejsca wolnego dostatek.
Przedział rowerowy był i to prawie pusty. Prawie bo stał tam tylko jeden rowerek chłopaka który jechał do Jeleniej Góry. Tak więc spokojnie się zapakowaliśmy i czym prędzej rozłożyliśmy się jak śledzie na kanapach i poddaliśmy się zmęczeniu.
Większą część traski przespaliśmy. Gdzieś około 9.00 Adrian zarządził pobudkę i gdy otworzyliśmy oczy za oknami pojawiło się piękne słoneczko a wraz z nim cudowne widoki Karkonoszy. Szlak kolejowy ciągnie się równolegle do pasma górskiego i jak na wyciągnięcie ręki ukazują się śnieżne kotły. Widok przecudowny Zresztą sam szlak kolejowy niczym z bajki przebija się przez tunele wąwozy czy zarośla które porosły czy raczej zarosły tory. W końcowej fazie dojazdu do Szklarskiej widoki zapierają dech w piersi.
No dobra ale nie przejazd kolejowy był naszym celem wyprawy tylko wyprawa rowerowa która właśnie teraz rozpoczynamy.
Moja przygoda z rowerem trwa już od jakiegoś czasu ale ostatnie zawirowania w pracy pozbawiły mnie zażywania przyjemności z dwóch kółek aż przez dwa miesiące. A więc forma troszkę podupadła.
Plany jeszcze z kwietnia były bardzo ambitne. Choćby Hel czy wjazd na Śnieżkę.
Ale tylko na planach pozostało. Tym bardziej taki spontan zaproponowany przez Gada poruszył mnie az do kości :) Oczywiście obawiałem się czy dupa wytrzyma w siodle czy nogi pokręcą tak jakbym chciał ale wola towarzyszenia wybornym rowerzystom była większa niż zdrowy rozsądek.
A więc.
28-07-2011 o godzinie 21.20 wyjechałem z domku na dworzec główny w Szczecinie aby dołączyć do grupy czubków którym zachciało przejechać się trasą Oder- Neise- Radweg.
A byli to organizator-Gad oraz jego towarzysze czyli Gryf, Paweł,Marek.Sławek i Jurektc.
Pociąg mieliśmy o 22.50 do Wrocławia. Na podkreślenie wagi wycieczki przyjechał na dworzec sam ojciec Misiacz żeby pomachać nam na pożegnanie.
Zapakowaliśmy się do przedziału rowerowego prawdę powiedziawszy bardzo małego bo tylko na trzy rowery, ale jakoś daliśmy radę i szczęśliwi posadziliby dupska w fotelach.
Podróż troszkę się ciągnęła chyba dla tego że każdy był podekscytowany i nie mógł zasnąć.
Ale w końcu zaczęło nas łamać na sen i to w momencie jak dojeżdżaliśmy do Wrocławia. Z tego co pamiętam byliśmy tam około 4.00 a do następnego pociągu mieliśmy jeszcze 1,5 godziny czasu. Tak więc Gryf odpalił GPS co byśmy trafili z powrotem na pociąg i ruszyliśmy na stare miasto we Wrocławiu.
Zaskoczenie trzeba powiedzieć szczerze, było nasze ogromne, z uroku tego miasta. Widać że te miasto żyje i się rozwija.
Pokręciliśmy się z godzinkę po starym mieście i już trzeba było wracać.
Mieliśmy obawy że pociąg do Szklarskiej Poręby Górnej z Warszawy będzie przepełniony i będziemy mieli problemy z zapakowaniem naszych rowerków ale jak się póżniej okazało obawy były nie potrzebne ponieważ skład był dość rozbudowany a miejsca wolnego dostatek.
Przedział rowerowy był i to prawie pusty. Prawie bo stał tam tylko jeden rowerek chłopaka który jechał do Jeleniej Góry. Tak więc spokojnie się zapakowaliśmy i czym prędzej rozłożyliśmy się jak śledzie na kanapach i poddaliśmy się zmęczeniu.
Większą część traski przespaliśmy. Gdzieś około 9.00 Adrian zarządził pobudkę i gdy otworzyliśmy oczy za oknami pojawiło się piękne słoneczko a wraz z nim cudowne widoki Karkonoszy. Szlak kolejowy ciągnie się równolegle do pasma górskiego i jak na wyciągnięcie ręki ukazują się śnieżne kotły. Widok przecudowny Zresztą sam szlak kolejowy niczym z bajki przebija się przez tunele wąwozy czy zarośla które porosły czy raczej zarosły tory. W końcowej fazie dojazdu do Szklarskiej widoki zapierają dech w piersi.
No dobra ale nie przejazd kolejowy był naszym celem wyprawy tylko wyprawa rowerowa która właśnie teraz rozpoczynamy.
- DST 5.34km
- Czas 00:13
- VAVG 24.65km/h
- VMAX 39.49km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 27 lipca 2011
Kategoria Do i z pracy
Do i z pracy oraz przygotowania do traski Szklarska Poreba-Szczecin
Planowany jest wyjazd w czwartek o godz 22,50 pociagiem do Szklarskiej. A powrót przez Czechy i Niemcy do Szczecina :) Wycieczka ma potrwac trzy dni.NIech tylko pogoda dopisze :) a reszte jak Bóg da :):):)
- DST 30.00km
- Czas 01:35
- VAVG 18.95km/h
- VMAX 49.25km/h
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 lipca 2011
MTB Miedwie- przed biegi.
Z Mostu Dlugiego o godz.8,00 w tempie spacerowym wyruszyliśmy w kierunku Miedwia.
Za to na Miedwiu spacerowo juz nie było :)
Celem bylo utrzymać sie blisko Gada.I z wielkim trudem sie udało.
Nad forma musze jeszcze popracować ale i tak zle nie było.W końcu ostatni nie przyjechałem :):)
Za to bardzo miło bylo spotkać Gryfa,Lewego,Gada.ArekG,Misiacza i MIsiaczową :) oraz Piotrka i Basie jak również paru nowych kolegów.
Pozdrawiam
Za to na Miedwiu spacerowo juz nie było :)
Celem bylo utrzymać sie blisko Gada.I z wielkim trudem sie udało.
Nad forma musze jeszcze popracować ale i tak zle nie było.W końcu ostatni nie przyjechałem :):)
Za to bardzo miło bylo spotkać Gryfa,Lewego,Gada.ArekG,Misiacza i MIsiaczową :) oraz Piotrka i Basie jak również paru nowych kolegów.
Pozdrawiam
- DST 127.60km
- Czas 05:30
- VAVG 23.20km/h
- VMAX 43.26km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 lipca 2011
W poszukiwaniu formy
Jak za dawnych starych dobrych czasów,wybrałem sie dzisiaj po robocie do domku przez Police.O tak żeby było trudniej :)
Traska w miare płaska wiatr w normie, raczej bez okreslonego kierunku więc tempo trzymałem w granicy 29-30 km/h
Jechało się dobrze ruch "puszek" w miare spokojny więc mogłem delektować się wiatrem w uszach :)
Ścieżka rowerowa z Tanowa do Głębokiego skończona i ku mojemu zdziwieniu ciągną ja dalej aż do Polic. Zebrali juz wierzchnia warstwe ziemi prawie na całym odcinku a od Tanowa w kierunku Trzeszczyna jest juz gotowa na odcinku kilkuset metrów.
BRAWO DROGOWCY.
Traska w miare płaska wiatr w normie, raczej bez okreslonego kierunku więc tempo trzymałem w granicy 29-30 km/h
Jechało się dobrze ruch "puszek" w miare spokojny więc mogłem delektować się wiatrem w uszach :)
Ścieżka rowerowa z Tanowa do Głębokiego skończona i ku mojemu zdziwieniu ciągną ja dalej aż do Polic. Zebrali juz wierzchnia warstwe ziemi prawie na całym odcinku a od Tanowa w kierunku Trzeszczyna jest juz gotowa na odcinku kilkuset metrów.
BRAWO DROGOWCY.
- DST 40.36km
- Czas 01:27
- VAVG 27.83km/h
- VMAX 48.61km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 lipca 2011
Ponowne rozkręcanie sie.
Po dwu miesięcznej przerwie nastąpiło to na co czekałem dwa miesiące.Czyli pierwsze letnie kręcenie po powrocie z delegacji.
W glowie miałem kilka planów ale prawie wszystkie na starcie się spaliły :)
A bo to Gad poszedł do pracy a bo to Misiacz rozkręcał sie na rekordowej 300 a bo to brat zapomniał że ma rower i zardzewiał mu w piwnicy :):) a bo to Kris jeszcze nie był gotowy na kręcenie.
Został mi jeszcze tylko Sargath albo samotna wyprawa. Choć teraz juz wiem że ta druga opcja byłaby dla mnie lepsza :):)
Ale mądry Polak po szkodzie :):):)
Tak więc z Sargathem wybraliśmy sie na Piaski. W tamta stronę jechał się całkiem spoko rzekłbym że nawet wybornie. Z licznika 30 nie schodziło, już nawet mi myśl po łbie chodziła że dwu miesięczna przerwa nic złego mi nie poczyniła Takim właśnie tempem dotarliśmy do jeziora. Na miejscu zrobiliśmy sobie z 10-15 min przerwy. Paweł porobił parę fotek napiliśmy się i czas już było wracać.
Nim dobrze wyjechaliśmy z lasu na główna drogę to już poczułem że będzie chyba ze mną nie wesoło :):) Gigantyczny spadek mocy dawał o sobie znać z minuty na minutę. Do Tanowa wlekliśmy się już 27-29 km/h i prosiłem Sargatha żeby nie jechał szybciej bo wyzionę ducha. Marzenie miałem tylko jedno SKLEP sklep jak najszybciej to może jeszcze dojade do domu bo zdrowie upadało z każdym kilometrem :)
0.7 wspomagacza jedna tubka mleczka słodzonego paczka rodzynek w czekoladzie i paczka wisni w czekoladzie miała mi pomóc dojść do zycia ale czy pomogła :):)
Nie byłbym tego taki pewien :):)
Od Tanowa do Szczecina siedziałem na ogonie Pawła wiatr wiał w twarz więc nie miałem odwagi dawać mu zmiany żeby nie wyłożyć się na ryja doszczętnie.
Trzymałem się jak grzyb psiego ogona az do ostatniej górki pod Głębokim gdzie 10 m przed szczytem nogi zrobiły mi się drewniane :) i niestety musiałem odpuścić.
Spotkaliśmy się na ławeczce na Głębokim na herbatce :):):):)
Ostatni odcinek pojechaliśmy przez park odpoczywając od wiatru zresztą ja nie tylko od wiatru :):)
Podsumowując trasę powinienem podziękować Sargathowi za cierpliwość :) i zrozumienie ;) co tez czynie, a sobie życzyć powrotu do formy bo nikt nie będzie chciał ze mną jeździć :):):)
Pozdrawiam.
W glowie miałem kilka planów ale prawie wszystkie na starcie się spaliły :)
A bo to Gad poszedł do pracy a bo to Misiacz rozkręcał sie na rekordowej 300 a bo to brat zapomniał że ma rower i zardzewiał mu w piwnicy :):) a bo to Kris jeszcze nie był gotowy na kręcenie.
Został mi jeszcze tylko Sargath albo samotna wyprawa. Choć teraz juz wiem że ta druga opcja byłaby dla mnie lepsza :):)
Ale mądry Polak po szkodzie :):):)
Tak więc z Sargathem wybraliśmy sie na Piaski. W tamta stronę jechał się całkiem spoko rzekłbym że nawet wybornie. Z licznika 30 nie schodziło, już nawet mi myśl po łbie chodziła że dwu miesięczna przerwa nic złego mi nie poczyniła Takim właśnie tempem dotarliśmy do jeziora. Na miejscu zrobiliśmy sobie z 10-15 min przerwy. Paweł porobił parę fotek napiliśmy się i czas już było wracać.
Nim dobrze wyjechaliśmy z lasu na główna drogę to już poczułem że będzie chyba ze mną nie wesoło :):) Gigantyczny spadek mocy dawał o sobie znać z minuty na minutę. Do Tanowa wlekliśmy się już 27-29 km/h i prosiłem Sargatha żeby nie jechał szybciej bo wyzionę ducha. Marzenie miałem tylko jedno SKLEP sklep jak najszybciej to może jeszcze dojade do domu bo zdrowie upadało z każdym kilometrem :)
0.7 wspomagacza jedna tubka mleczka słodzonego paczka rodzynek w czekoladzie i paczka wisni w czekoladzie miała mi pomóc dojść do zycia ale czy pomogła :):)
Nie byłbym tego taki pewien :):)
Od Tanowa do Szczecina siedziałem na ogonie Pawła wiatr wiał w twarz więc nie miałem odwagi dawać mu zmiany żeby nie wyłożyć się na ryja doszczętnie.
Trzymałem się jak grzyb psiego ogona az do ostatniej górki pod Głębokim gdzie 10 m przed szczytem nogi zrobiły mi się drewniane :) i niestety musiałem odpuścić.
Spotkaliśmy się na ławeczce na Głębokim na herbatce :):):):)
Ostatni odcinek pojechaliśmy przez park odpoczywając od wiatru zresztą ja nie tylko od wiatru :):)
Podsumowując trasę powinienem podziękować Sargathowi za cierpliwość :) i zrozumienie ;) co tez czynie, a sobie życzyć powrotu do formy bo nikt nie będzie chciał ze mną jeździć :):):)
Pozdrawiam.
- DST 64.14km
- Czas 02:31
- VAVG 25.49km/h
- VMAX 39.49km/h
- Temperatura 26.0°C
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze