Sobota, 1 stycznia 2011
NOWY ROK
Dzień jak nie co dzień :) bo Pierwszy dzień Nowego Roku.
Rano trzeba było wstac choć łatwo nie było ale skoro obiecałem to trzeba słowa dotrzymać i stawić się na umówione spotkanie na moście długim.
Obawy miałem przed gołoledzią ale tylko na obawie się skończyło bo jezdnie były czarne albo płynące wodą :) jedynie co można powiedziec na minus dzisiejszej pogody to dosć silny i porywisty wiatr.
O 10.00 z mostu długiego ruszamy z Gadem w kierunku Kołowa,ruch na drodze jest minimalny wiec jedzie się bezpiecznie i można nawet sobie pobajlowac. Dopiero prawdziwa jazda zaczyna się w momencie kiedy zjeżdżamy z ulicy Pyrzyckiej na Smierdnice.
Z 19 m npm do 149 m npm jedzie się oblodzona kostka brukową z koleinami głębokimi na kilkanaście centymetrów, koła boksuja jak szalone a utrzymanie się na rowerze naprawde nie jest łatwe ale metr po metrze pniemy się na góre. Z tym pniemy się to chyba za lekko powiedziane bo tempo jest kontrolowane przez Gadabagiennego który w tych warunkach naprawde czuje się wysmienicie i nie daje złapać mi oddechu.Łatwo nie jest ale wreście osiągamy upragniony cel.
Gdy już tak dotarliśmy do celu to pierwsza mysl jaka miałem to była jechac czarniutkim asfalcikiem z dala od tych zalodzonych i zaśnieżonych polnych dróg :)
Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka aby dostać się do tego czarniutkiego asfalcika ;).
Tak to było na szczycie i gdyby taki był zjazd to by nie było na co ponarzekać a prawda jest taka ze z Kołowa az do Zdroji czyli calutki zjazd kosztował mnie więcej wysiłku niż wjazd. Ciągłe zapadanie się kół nie dawało odpocząc dłoniom,wiele wysiłku kosztowało tez utrzymanie równowagi nie mówiąc już o tym ze mimo ze zjeżdżaliśmy z górki trzeba było oj i to mocno popedałować żeby nie stac w miejscu ( bo kto by pomyślał ze z górki trzeba pedałować :)) ale tutaj tak było, pedałujesz to jedziesz :)
Tak wiec wyrabany z kapci ale cało docieramy do Zdroji a gdy dupa poczuła asfalt to oszalała :) i zachciało jej się poszaleć :)
Cała droge powrotna starałem się utrzymywac przyzwoita prędkośc ale te podmuchy silnego wiatru zatrzymywały nas momentami do tempa pieszego :) bo 15km/h prz wjezdzie na most Pionierów to niby nic wielkiego ale dla nas to i tak był powód do dumy.Bo wtedy najlepiej by było zejść z roweru walnąć go w krzaki i się rozpłakać :) a ze tego nie zrobiliśmy to teraz jestem dumny i z siebie i z Gadabagiennego :):)
Właściwie to by było na tyle bo jazda do domku juz przebigala bez większych fajerwerków wiec nie ma juz o czym pisać.:):)
Moze jedynie tyle ze dzisiejsze zdjęcia zapodaje troche inaczej zrobione :) a no i jeszcze mapka traski
#lat=53.39254&lng=14.61072&zoom=11&type=0
Pozdrawiam.
Rano trzeba było wstac choć łatwo nie było ale skoro obiecałem to trzeba słowa dotrzymać i stawić się na umówione spotkanie na moście długim.
Obawy miałem przed gołoledzią ale tylko na obawie się skończyło bo jezdnie były czarne albo płynące wodą :) jedynie co można powiedziec na minus dzisiejszej pogody to dosć silny i porywisty wiatr.
O 10.00 z mostu długiego ruszamy z Gadem w kierunku Kołowa,ruch na drodze jest minimalny wiec jedzie się bezpiecznie i można nawet sobie pobajlowac. Dopiero prawdziwa jazda zaczyna się w momencie kiedy zjeżdżamy z ulicy Pyrzyckiej na Smierdnice.
Z 19 m npm do 149 m npm jedzie się oblodzona kostka brukową z koleinami głębokimi na kilkanaście centymetrów, koła boksuja jak szalone a utrzymanie się na rowerze naprawde nie jest łatwe ale metr po metrze pniemy się na góre. Z tym pniemy się to chyba za lekko powiedziane bo tempo jest kontrolowane przez Gadabagiennego który w tych warunkach naprawde czuje się wysmienicie i nie daje złapać mi oddechu.Łatwo nie jest ale wreście osiągamy upragniony cel.
Gdy już tak dotarliśmy do celu to pierwsza mysl jaka miałem to była jechac czarniutkim asfalcikiem z dala od tych zalodzonych i zaśnieżonych polnych dróg :)
Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka aby dostać się do tego czarniutkiego asfalcika ;).
Tak to było na szczycie i gdyby taki był zjazd to by nie było na co ponarzekać a prawda jest taka ze z Kołowa az do Zdroji czyli calutki zjazd kosztował mnie więcej wysiłku niż wjazd. Ciągłe zapadanie się kół nie dawało odpocząc dłoniom,wiele wysiłku kosztowało tez utrzymanie równowagi nie mówiąc już o tym ze mimo ze zjeżdżaliśmy z górki trzeba było oj i to mocno popedałować żeby nie stac w miejscu ( bo kto by pomyślał ze z górki trzeba pedałować :)) ale tutaj tak było, pedałujesz to jedziesz :)
Tak wiec wyrabany z kapci ale cało docieramy do Zdroji a gdy dupa poczuła asfalt to oszalała :) i zachciało jej się poszaleć :)
Cała droge powrotna starałem się utrzymywac przyzwoita prędkośc ale te podmuchy silnego wiatru zatrzymywały nas momentami do tempa pieszego :) bo 15km/h prz wjezdzie na most Pionierów to niby nic wielkiego ale dla nas to i tak był powód do dumy.Bo wtedy najlepiej by było zejść z roweru walnąć go w krzaki i się rozpłakać :) a ze tego nie zrobiliśmy to teraz jestem dumny i z siebie i z Gadabagiennego :):)
Właściwie to by było na tyle bo jazda do domku juz przebigala bez większych fajerwerków wiec nie ma juz o czym pisać.:):)
Moze jedynie tyle ze dzisiejsze zdjęcia zapodaje troche inaczej zrobione :) a no i jeszcze mapka traski
#lat=53.39254&lng=14.61072&zoom=11&type=0
Pozdrawiam.
- DST 53.78km
- Czas 02:41
- VAVG 20.04km/h
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Jureczku, czekamy na więcej nowych gadżetów na Twojej stronie.
Zostaw tylko trochę miejsca na wpisy wycieczek! :)))
Możesz sobie na przykład wkleić ulubioną muzykę z radia online, kody są gotowe tutaj: http://www.polskastacja.pl
:))) Misiacz - 17:18 wtorek, 4 stycznia 2011 | linkuj
Zostaw tylko trochę miejsca na wpisy wycieczek! :)))
Możesz sobie na przykład wkleić ulubioną muzykę z radia online, kody są gotowe tutaj: http://www.polskastacja.pl
:))) Misiacz - 17:18 wtorek, 4 stycznia 2011 | linkuj
Wariaci i oszołomy! :)))
Gratuluję walki z zimą, sobą i kacem! :))) Misiacz - 15:04 niedziela, 2 stycznia 2011 | linkuj
Komentuj
Gratuluję walki z zimą, sobą i kacem! :))) Misiacz - 15:04 niedziela, 2 stycznia 2011 | linkuj