Sobota, 15 sierpnia 2015
Trasa nr 116 MTB Miedwie
:):):)
Gdy z miesiąc temu pytałem brata czy pojedzie ze mna na MTB Miedwie to kategorycznie odmawiał.A tydzień przed imprezą jakiś kolega namówił go z pracy i podjął decyzje że jednak pojedzie :) Trochę sie ucieszyłem ale cały miesiąc odpściłem rower a formę z dnia na dzień nie da sie przygotować więc miałem obawy czy oby mój plan wcześniejszy czyli zejść poniżej 2 godz bedzie realny.
Ale co tam, trzeba będzie sie sprężyć i liczyc na to że konkurencja będzie nie za mocna :)
Na start zawitałem 2 godz przed czasem.Poskładaliśmy rowerki oddalismy kupony do losowania nagród i udalismy sie na lekką rozgrzewkę.A że czas szybko płyną więc godzina 0 nadchodziła nie ubłaganie szybko :)
Ustawiliśmy sie do startu na dość dobrych pozycjach a w oczekiwaniu na start w głowie kłębiły sie obawy ba, setki obaw.
No ale nic trzeba cisnąć i tyle, resztę scenariuszu napiszę życie :)
A więc od samego początku trzymałem się w dużej szpicy naszego M4. Tempo było masakrycznie wysokie jak dla mnie za wysokie, wiedziałem że dlugo tak nie pociągnę.Do 14 km trzymałem sie ogonu ich grupy ale i tak było to za wysokie tempo jak dla mnie.Do tego chłopaki jechali pulsacyjnie co jeszcze bardziej mnie dobijało.Rozpędzali sie do 45 km/h po czym zwalniali do 30 te interwały mnie dobijały :)
Zacząłem szukać zywicieli bardziej ludzkich :) takich małych koksików za którymi taka wsza jak ja mógłbym się uczepić :) i utrzymać. No i znalazłem Było nas 5 czy 6 dawaliśmy sobie zmiany i gnaliśmy naprawdę szybko bo liczniczek kręcił sie przy 35km/h
Tak dojechaliśmy do Komorówka.Na płytach jumbo wachlarzyk sie posypał ale i tak próbowaliśmy robic sobie zmiany.Nie były one juz tak skuteczne ale mimo to prędkość nie wiele spadła.
Ludzi cała masa sznur rowerów a my pomału przedzieralismy sie rower po rowerze do przodu.O dziwo jeszcze zyłem i póki co nic nie wskazywało na to że zaliczę zgon :)
Do Żelewa jechałem juz tylko z jednym kolesiem reszta gdzies sie posypała i została w tyle.Przed Bielkowem ze 3 km poczułem lekki skurcz w prawej nodze ale nie przeszkadzał w jezdzie więc co tam dalej dzida :)
Ale juz w samym Bielkowie podjezdzając pod górke pro :) doznałem takich skurczów że ledwo sie na nia wgramoliłem. Skurczo branie przybierało na sile w tempie mocno paralizującym jakąkolwiek jazdę.Nie mogłem kręcić pencinami :) na szczycie stanąłem zlazłem z roweru opukiwałem i masowałem pencinki. Czyzby trzeba było sie poddac na 50 km ?? Nie mogłem na to pozwolić.Wlazłem na rowerek i niczym kaleka powykrzywiany starałem sie rozpędzić do 14 km/h co za ból skurcze łapały na łydkach na wewnetrznej stronie łuda a jak próbowałem wyprostowac noge to nad kolanem.Aż blokowało mi noge że nie mogłem jej póżniej zgiąć :(
Myślałem że sie osram z bólu !!!!
Ale i tak nie dałem za wygrana z tymi zasranymi skurczmi.:) obrót za obrotem korby rozpędzałem się aby dojść do optimum dnia dzisiejszego :) było jeszcze pare ukłuć mówiąc delikatnie zajebistych ale nie powaliły mnie więc meta była realna :)
Na ostatnim kilometrze power jeszcze buzował we mnie na tyle mocno że kilka osób jeszcze udało mi sie wyprzedzić :)
Jak wpadłem na mete od razu patrze na liczniczek co by sprawdzic czas. Udało się jestem mega szczęśliwy!!!!!!!!
Po chwili przypomniałem sobie o bracie więc dzwonię do niego z zapytaniem gdzie sie podziewa na co on że jest przy samochodzie!! KUŻWA co????? przy samochodzie jak on to zrobił myślę.Na co on chodz i zobacz co sie stało,więc poszedłem.Patrze a tu...
pechoza nie mała :( dobrze sie nie wywrócił tylko chłopak mocno rozczarowany że nie ukończył wyścigu.
Nastepnym razem Marek bedzie lepiej :) głowa do góry !!
Ogólnie jestem mega zadowolony bo bez przygotowań udało mi sie wykręcic czas poniżej 2 godzin.Czas 1:56 jest czasem dla mnie marzeniem a za razem wyzwaniem na przyszły rok :)
Gdy z miesiąc temu pytałem brata czy pojedzie ze mna na MTB Miedwie to kategorycznie odmawiał.A tydzień przed imprezą jakiś kolega namówił go z pracy i podjął decyzje że jednak pojedzie :) Trochę sie ucieszyłem ale cały miesiąc odpściłem rower a formę z dnia na dzień nie da sie przygotować więc miałem obawy czy oby mój plan wcześniejszy czyli zejść poniżej 2 godz bedzie realny.
Ale co tam, trzeba będzie sie sprężyć i liczyc na to że konkurencja będzie nie za mocna :)
Na start zawitałem 2 godz przed czasem.Poskładaliśmy rowerki oddalismy kupony do losowania nagród i udalismy sie na lekką rozgrzewkę.A że czas szybko płyną więc godzina 0 nadchodziła nie ubłaganie szybko :)
Ustawiliśmy sie do startu na dość dobrych pozycjach a w oczekiwaniu na start w głowie kłębiły sie obawy ba, setki obaw.
No ale nic trzeba cisnąć i tyle, resztę scenariuszu napiszę życie :)
A więc od samego początku trzymałem się w dużej szpicy naszego M4. Tempo było masakrycznie wysokie jak dla mnie za wysokie, wiedziałem że dlugo tak nie pociągnę.Do 14 km trzymałem sie ogonu ich grupy ale i tak było to za wysokie tempo jak dla mnie.Do tego chłopaki jechali pulsacyjnie co jeszcze bardziej mnie dobijało.Rozpędzali sie do 45 km/h po czym zwalniali do 30 te interwały mnie dobijały :)
Zacząłem szukać zywicieli bardziej ludzkich :) takich małych koksików za którymi taka wsza jak ja mógłbym się uczepić :) i utrzymać. No i znalazłem Było nas 5 czy 6 dawaliśmy sobie zmiany i gnaliśmy naprawdę szybko bo liczniczek kręcił sie przy 35km/h
Tak dojechaliśmy do Komorówka.Na płytach jumbo wachlarzyk sie posypał ale i tak próbowaliśmy robic sobie zmiany.Nie były one juz tak skuteczne ale mimo to prędkość nie wiele spadła.
Ludzi cała masa sznur rowerów a my pomału przedzieralismy sie rower po rowerze do przodu.O dziwo jeszcze zyłem i póki co nic nie wskazywało na to że zaliczę zgon :)
Do Żelewa jechałem juz tylko z jednym kolesiem reszta gdzies sie posypała i została w tyle.Przed Bielkowem ze 3 km poczułem lekki skurcz w prawej nodze ale nie przeszkadzał w jezdzie więc co tam dalej dzida :)
Ale juz w samym Bielkowie podjezdzając pod górke pro :) doznałem takich skurczów że ledwo sie na nia wgramoliłem. Skurczo branie przybierało na sile w tempie mocno paralizującym jakąkolwiek jazdę.Nie mogłem kręcić pencinami :) na szczycie stanąłem zlazłem z roweru opukiwałem i masowałem pencinki. Czyzby trzeba było sie poddac na 50 km ?? Nie mogłem na to pozwolić.Wlazłem na rowerek i niczym kaleka powykrzywiany starałem sie rozpędzić do 14 km/h co za ból skurcze łapały na łydkach na wewnetrznej stronie łuda a jak próbowałem wyprostowac noge to nad kolanem.Aż blokowało mi noge że nie mogłem jej póżniej zgiąć :(
Myślałem że sie osram z bólu !!!!
Ale i tak nie dałem za wygrana z tymi zasranymi skurczmi.:) obrót za obrotem korby rozpędzałem się aby dojść do optimum dnia dzisiejszego :) było jeszcze pare ukłuć mówiąc delikatnie zajebistych ale nie powaliły mnie więc meta była realna :)
Na ostatnim kilometrze power jeszcze buzował we mnie na tyle mocno że kilka osób jeszcze udało mi sie wyprzedzić :)
Jak wpadłem na mete od razu patrze na liczniczek co by sprawdzic czas. Udało się jestem mega szczęśliwy!!!!!!!!
Po chwili przypomniałem sobie o bracie więc dzwonię do niego z zapytaniem gdzie sie podziewa na co on że jest przy samochodzie!! KUŻWA co????? przy samochodzie jak on to zrobił myślę.Na co on chodz i zobacz co sie stało,więc poszedłem.Patrze a tu...
pechoza nie mała :( dobrze sie nie wywrócił tylko chłopak mocno rozczarowany że nie ukończył wyścigu.
Nastepnym razem Marek bedzie lepiej :) głowa do góry !!
Ogólnie jestem mega zadowolony bo bez przygotowań udało mi sie wykręcic czas poniżej 2 godzin.Czas 1:56 jest czasem dla mnie marzeniem a za razem wyzwaniem na przyszły rok :)
- DST 58.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:56
- VAVG 30.00km/h
- Sprzęt Author
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Wynik faktycznie piękny ale skoro jestem wrażliwy na "słowo pisane", to pogratuluję także opisu tej rowerowej przygody.
jotwu - 06:48 poniedziałek, 17 sierpnia 2015 | linkuj
A nie mówiłem, że zejdziesz poniżej 2 godzin :-), a gdyby nie skurcze to pewnie z 5-6 min byś jeszcze urwał. Serdecznie gratuluję!
leszczyk - 15:55 niedziela, 16 sierpnia 2015 | linkuj
Komentuj